Dziennikarka, Felietonistka, Pisarka

Samotność

Samotność

Wyobraź sobie, że jesteś graczem w tenisa. Gra sprawia ci przyjemność, ale tylko do czasu, gdy po drugiej stronie siatki jest ktoś odbijający piłeczkę. Kiedy go nie ma, nie ma również sensu dalszy udział w grze. Oczywiście myślisz, że podobnie jest w życiu. Dopóki ktoś odbija naszą piłeczkę, mamy ochotę na grę, mimo stresu, zmęczenia i ogólnego wkurwu. Czy słusznie?
Dzisiaj Dzień Zakochanych, jedno z tych świąt, które zdecydowana część ludzi obchodzi szerokim łukiem. Ja również za nim nie przepadam. Więc dzisiaj o samotności i o tym dlaczego nie potrafimy być sami. Lub raczej dlaczego nam wmówiono, że to najgorsza rzecz na świecie. Samotność kojarzy nam się z okrutnym niepowodzeniem życiowym. Bo skoro w naszej łazience jest tylko jedna szczoteczka do zębów, to znaczy, że coś tam po drodze w życiu spierdoliłyśmy. Kobieta samotna, bez względu na wszystko, nadal jest odpadem społecznym. Jej jakość spada na rynku, bo jeśli jest sama to znaczy, że ma jakieś wady. Wybrakowania. Że coś z nią jest nie tak. Symbol jakości daje jej facet u boku, nawet jeśli jest pojebem.
Kompletnie nie rozumiem tej wszechobecnie panującej obsesji nakazującej łączenia się w pary za wszelką cenę. Jeśli ktoś akurat miał to szczęście i spotkał kogoś, kto mu pasuje na różnych płaszczyznach – cieszmy się razem z nim i nawet podskoczmy radośnie. Jeśli jednak na naszej drodze ciągle pojawia się stado kretynów – dlaczego musimy koniecznie wybrać jednego z nich? Dlaczego tylko wersja „w parze” daje klucz dostępu do przyjemności? Dlaczego nie można zrozumieć, że ktoś naprawdę woli być sam, niż każdego dnia stawać oko w oko z całą plejadą wad jakiejś fujary? Jeśli ktoś nie będzie się lubił wystarczająco mocno, żeby spędzić z samym sobą czas na kanapie, to z pewnością nie zbawi go druga osoba. Zadowalanie się byle czym, byle kim, byle był – jest jeszcze większą głupotą niż polizanie kontaktu lub wsadzenie palca do gęby rekina. Bycie samotnym trzeba traktować jako opcję, nie konieczność. Akurat tak się chwilowo złożyło, że jemy kolację we własnym towarzystwie. Śniadania również. Co wcale nie znaczy, że tak będzie zawsze. Co wcale również nie znaczy, że mamy czekać z nosem przyklejonym do szyby i łzawym spojrzeniem rzucanym w stronę horyzontu. Lub trzymać się kurczowo kogoś, kto zamiast dodawać skrzydeł, wyrywa ci ręce. Pewnie, że zbyt długa samotność boli. Ale można ją oswoić.
Nie słuchaj ludzi, którzy nakazują ci w trybie natychmiastowym odnaleźć swoją drugą połówkę jabłka. Nawet zgniłą. Którzy przekonują cię, że jedynym słusznym dodatkiem do ciebie samej jest facet. Nie wybieraj na oślep, odpuszczając po kolei wszystko to, co zawsze cię wkurwiało, tylko dlatego, żeby zadowolić otoczenie. Droga ciociu, mamo, babciu, sąsiadko i ty wredna cipo – samotna nie oznacza gorsza. Nie oznacza choroby, ani żadnej ułomności. Nie oznacza deficytu i jakiejkolwiek wady wrodzonej. Oznacza po prostu, że czasem lepiej się wyspać będąc wtulonym w pluszowego misia, niż dać przelecieć dupkowi, tylko po to, by dopasować się do ogólnie przyjętych norm.
Jutro jest Dzień Singla. Proponuję obchodzić go równie hucznie, jak Walentynki. Bo bycie singlem jest o wiele trudniejsze.

Dodaj komentarz

Close Menu
×
×

Koszyk