Babcia Marianna
Babcia Marianna przypominała wprawdzie babcię, ale tylko wizualnie. Miała siwe włosy zaczesane w niewielki koczek, lekko się garbiła, a jej twarz pokrywała delikatna pajęczynka. Zamiast kremów używała oliwki z oliwek zmieszanej z miodem i żółtkiem, dzięki czemu jej cera była przecudnie apetyczna. Na tym w zasadzie kończyła się babciowatość. Bo jej poglądy, sposób mówienia, a nawet ubierania się przypominał raczej młodą dziewczynę, którą ktoś zamknął w kombinezonie siedemdziesięciolatki i zepsuł suwak. Na szczęście Marianna miała to w dupie. Nie nosiła staników, bo ją uwierały, lubiła przezroczyste, zwiewne sukienki i głębokie dekolty. Potrafła zjeść śledzia na ławce w parku i wymoczyć nogi w miejscowej fontannie. Jej dwudziestoparoletnia wnuczka spłonęła kiedyś piwoniowym rumieńcem, gdy usłyszała od babci słowo seks.
– Ja tylko mówię, że nie należy być biernym. W łóżku obie strony muszą się postarać, a wtedy przyjemność stanie się czymś naturalnym – oznajmiła pewnego dnia, słysząc jak jej niemrawa wnuczka rozmawia z koleżanką o tym, że nie zawsze jest fajnie. Następnie zjadła ze smakiem spory kawał tortu owiniętego czekoladowym płaszczem. Jadała go tym chętniej, im częściej rodzina wypluwała z siebie zwroty: cholesterol i cukrzyca, nie sprawdzając nawet czy rzeczywiście dotyczą one samej Marianny.
Prawdziwy dramat rozegrał się miesiąc przed Walentynkami. Marianna nie informując nikogo sprzedała dom z wielkim ogrodem i kawałkiem stawu. Kiedy rodzina wyszła z szoku i oburzenia, że nikt jej poinformował, ani tym bardziej nie spytał o zdanie, pojawił się temat podziału zysku. Marianna znowu miała to w dupie i tylko oznajmiła, że się zakochała. Rodzina spojrzała na nią tak, jakby dowiedziła się, że babcia połknęła właśnie małego skorpiona.
– Zakochałam się – powtórzyła tylko i z uśmiechem obserwowała reakcję rodziny.
A ta zachowała się klasycznie. W tym wieku nie można już mówić o zakochaniu. Nie należy też wspominać o seksie, bo to niesmaczne. Jeżeli z tym wyznaniem wiąże się sprzedaż domu, to wybranek jest oszustem i naciągaczem, a babcia dała się podejść. I proszę nie mówić o szczęściu, bo to obrzydliwe.
Babcia Marianna wysłuchała wszystkich uważnie, a potem oznajmiła:
– Sprzedałam dom, ziemię i staw. Dostałam kupę forsy, szczerze mówiąc nawet więcej niż myślałam. I teraz podsumowanie. Nie podzielę tych pieniędzy między was. Nie zobaczycie z niej niestety ani grosza. Cała suma została przelana na moje prywatne konto, a ja wyjeżdżam do Afryki. Na misję, jeśli to was interesuje. A teraz spierdalać.
Rodzina zawyła i odtańczyła taniec obłędu oraz rozczarowania. Nie chciała słyszeć o żadnej Afryce, ale Marianna wyrzuciła wszystkich z domu. Miała to gdzieś. Bo faktycznie wybiera się do Ghany. Będzie tam pomagać w miejscowym szpitalu i bawić się z dziećmi. Będzie nosić rozpuszczone włosy i grać z nimi w piłkę. Nauczy ich puszczać latawce, bańki mydlane i rysować smoki. Osobiście opłaci sobie podróż, ubezpieczenie i ewentualny pochówek. No i nie jedzie sama, tylko z zaprzyjaźnionym lekarzem, który ma czterdzieści lat i niespotykaną w dzisiejszych czasach potrzebę zostania misjonarzem. To w nim właśnie zakochała się babcia Marianna. I choć zdaje sobie sprawę z różnicy wieku, niestosowności, a zwłaszcza perwersji takiego uczucia, ma to głęboko w dupie.
W przeświadczeniu ludzi młodych stary człowiek powinien sam usuwać się na margines. Nie rozpychać, nie gadać za dużo, od czasu do czasu upiec ciasteczka i ładnie wyglądać pod choinką, oczywiście wyłącznie w ramach zapozowania do rodzinnego zdjęcia. Nie zabierać miejsca w środkach komunikacji miejskiej, ani tym bardziej w przychodniach. Nie mieć własnego zdania, hobby, pasji, ani w ogóle żadnych zainteresowań. Jeśli ma nadmiar pieniędzy powinien je rozdać, bo przecież ich nie potrzebuje. Jeśli ma klejnoty rodzinne, to też powinien je rozdać, bo stara baba obwieszona złotem wygląda okropnie. Jeśli chce coś powiedzieć, to lepiej niech milczy. A jeśli zachoruje, to na własną odpowiedzialność, bo jak można innym utrudniać życie.
To nie starość jest przekleństwem. Przeleństwem jest młodość, przerażona faktem, że też się w końcu pomarszczy.